Przerwa lekcyjna. Pod zadaszeniem z trawy, na ogniu Ba Mayo
gotuje kukurydzę i fasolę. To samo było na obiad wczoraj, przedwczoraj i tak
zapewne całymi miesiącami. A mimo to, dzieci wcinają te strąki jak najlepszy przysmak.
Siadamy z Kamilką pod strzechą i ćwiczymy z dziećmi bemba. Chyba lubią te nasze
pogawędki. Mają niezły ubaw, słuchając muzungu (czyli białego) usiłującego
mówić w ich języku. Z mojej prawej strony mały Pundu Royd, uczeń drugiej klasy.
Właśnie przyniósł miskę kukurydzy. Obsiadła go trójka małych dzieci. Patrząc na
ich twarze, spokojnie mogę powiedzieć, że to rodzeństwo. Jedna miska kukurydzy
równa się obiad dla czwórki dzieci. Chłopiec, mimo iż największy z całej
czwórki zjadł najmniej. Przerwa dobiega końca. Wstając kątem oka zauważam jak
Royd zbiera porozrzucane ziarenka kukurydzy i skrzętnie chowa je w dłoni. Przed
chwilą tymi ziarenkami rzucała Chiola, tak dla zabawy, zaczepiając innych.
Wokół szkoły kręci się mnóstwo maluchów. Przy studni, na drzewach
czekają na starszą siostrę czy brata i ich szkolny obiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz